Prawdziwa historia

Wyznania anorektyczki

28 luty 2010

Kategoria: Biuletyn AGH 2010 - Luty 2010

Jak smażyłam jajecznicę to cebulę podlewałam wodą, żeby broń Boże nie dodawać masła - w końcu to tylko zbędne kalorie - mówi Magda. Zaczęło się zupełnie niewinnie. Sylwester 2008/2009 był dla Magdy przełomowy. Bal przebierańców - po sali biegają uśmiechnięci, "lekko zrobieni" studenci przebrani za lekarzy, kowbojów, diabłów. Wśród dziewczyn furorę robi strój seksownej pielęgniarki: obcisła, wydekoltowana bluzka, mini spódniczka, pończochy i obowiązkowo wysokie obcasy. Magda w roli clowna: szerokie spodnie w kolorowe kropki, muszka, śmieszna czapeczka. Zabawnie, ale mało kobieco. Poczucie, że waży trochę za dużo żeby móc wcielić się w czarującą pielęgniarkę sprawia, że dziewczyna tę wyjątkową noc spędza pocieszając się ciastkami. W końcu to ostatnia szansa, żeby się najeść. Noworoczne postanowienie: od 1 stycznia przechodzę na dietę, za rok też będę seksowną pielęgniarką.

Skąd taki pomysł?

Już w liceum odchudzanie było jednym z najbardziej popularnych tematów poruszanych podczas przerw. Tak naprawdę żadna z nas nie była gruba. Byłyśmy normalnymi dziewczynami, nie za grubymi, nie za chudymi. Większość z nas nosiła rozmiar 38. - opowiada Magda. Współczesny świat narzuca młodym dziewczynom pewne standardy dotyczące wyglądu. Wystarczy popatrzeć na tytułowe strony gazet, z których spoglądają na nas szczupłe, często wręcz wychudzone gwiazdy. W co drugiej gazecie możemy znaleźć pomysł na kolejną dietę cud, tabelę z kaloriami, czy zestaw ćwiczeń, pozwalających zrzucić parę zbędnych kilogramów. Często zapominamy, że sporą rolę w wykreowaniu tych pięknych figur ma komputerowy program photoshop, pomagający odchudzić się tu i ówdzie. Magda, odkąd pamięta, przy wzroście 164 ważyła 56 kilo. To normalna waga pozwalająca nosić ubrania w rozmiarze 38. Wyjazd na studia do Krakowa i związany ze zmianą środowiska stres sprawił, że do domu na Święta Bożego Narodzenia wróciła ważąc o 3 kilo więcej. Czuła się gruba, brzydka. Wierzyła, że w Krakowie uda jej się znaleźć miłość swojego życia, a tu rozczarowanie. Stres spowodowany kolokwiami i próbą dostosowania się do stylu życia w akademiku sprawił, że Magda stres zaczęła "zajadać". Już nie było śniadania przygotowanego przez mamę, kanapek do szkoły. Rano byle zdążyć na zajęcia, po drodze snickers popity coca-colą. W przerwie między zajęciami jakiś szybki obiad w stołówce. Dopiero wieczorem był czas na spokojny posiłek. Zamawiali więc z sąsiadami pizzę, do tego piwo. Jedno, potem dwa. Jak nie jedliśmy pizzy, to był kebab. Ostatecznie smażyliśmy frytki albo przygotowywaliśmy tosty. Taki tryb życia szybko przyniósł dodatkowe kilogramy. - opowiada dzisiaj z perspektywy czasu dziewczyna.

Trudne początki

Postanowiła ze swoją lokatorką, że tak dalej być nie może. Muszą o siebie zadbać i schudnąć. Zaczęło się: Internet, Google i wpisywanie haseł: jak zrzucić zbędne kilogramy, dieta… Dziewczyny po lekturze kilkudziesięciu artykułów postanowiły, że ich odchudzanie będzie wolne, nieszkodliwe dla organizmu, lecz wymagające całkowitej zmiany stylu życia. W ten sposób chciały uniknąć efektu jojo. I tak pierwszego stycznia zaczęło się. Z ich menu zniknął: alkohol, fast-foody, ziemniaki, białe pieczywo i jakiekolwiek słodycze. Na śniadanie kromka ciemnego pieczywa z serkiem wiejskim i warzywami. Na obiad mięso z surówką bez ziemniaków. Kolacja: jogurt. Do tego 20 minut skakania na skakance plus brzuszki. Razem 30 minut ćwiczeń. Każdego dnia bez wyjątku. Początki Magda wspomina jako bardzo ciężkie: Ciągle chodziłam głodna i rozdrażniona. Najbardziej brakowało mi słodyczy. Do tego wszystkiego minęły dwa tygodnie, a my nie widziałyśmy żadnych efektów. Dziewczyny jednak nie poddawały się. Po miesiącu Magda pojechała do domu w odwiedziny. Ważenie: 58 kilo. Tego wieczoru przepłakała pół nocy. Kilogram przez miesiąc takiej męczarni! Zastanawiałam się wtedy, czy to, co robię, ma jakikolwiek sens. Do tego w domu pokusy na każdym kroku. Jak mogłam sobie odmówić sernika mamy. I Magda nie odmówiła sobie. Wróciła do Krakowa z wyrzutami sumienia i jeszcze silniejszym postanowieniem, że zrzuci te dodatkowe kilogramy. Z czasem było coraz łatwiej. Organizm zaczął przyzwyczajać się do coraz mniejszych porcji pożywienia. Ćwiczenia zaczęły przynosić efekty. Euforia. Opinające do tej pory spodnie zaczęły się robić coraz luźniejsze, trzeba było zakupić pasek, by nie spadały. O ile "współmęczennica" Sylwia pozwalała sobie od czasu do czasu na piwo czy kawałek czekolady, o tyle Magda nie dała się skusić na żadne ustępstwa od planowego żywienia. Z wyjątkiem wizyt w domu. Podczas przyjazdów Magda musiała dostosować się do kuchni mamy. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, ile kalorii ma schabowy. Czy frytki nie są za bardzo kaloryczne… Jedzenie było zawsze przyjemnością. Było… bo odchudzanie zaczęło się przeradzać w samokatowanie. Magdzie już na sam widok mięsa smażonego na oleju robiło się niedobrze. Po kryjomu więc brała swojego schabowego i wyciskała tłuszcz w chusteczkę higieniczną, podrzucała ziemniaki na talerz brata. Tak było w rodzinnym domu. W Krakowie w akademiku była panią swojego losu.

Historia kotleta

Początkowo dziewczyny odgrzewały kotlety od mamy na oleju, potem zauważyły, że można to zrobić bez tłuszczu. Co prawda nie są wówczas takie smaczne i chrupiące, ale da się je zjeść. Wreszcie przyszedł taki moment, że Magda stwierdziła, że taki kotlet i tak zawiera za dużo kalorii. Wówczas w menu zagościła pierś z kurczaka gotowana na parze. Obsesyjne myślenie o tym, jak zmniejszyć liczbę spożywanych kalorii, zajmowało większą część dnia dziewczyny. Jak smażyłam jajecznicę, to cebulę podlewałam wodą, żeby broń Boże nie dodawać masła - w końcu to tylko zbędne kalorie. Jak była głodna, piła wodę mineralną, do tego około 10 filiżanek herbaty dziennie. Doskonały wypełniacz żołądka.

Waga idealna

Powrót do domu po sesji i ważenie: 50 kilogramów. Radość dziewczyny, przerażenie rodziców. Magda: co się z tobą stało? - pytania znajomych. Jedna z sąsiadek zapytała nawet, czy nie ma raka. Mama wysłała Magdę na badania lekarskie. Okazało się, że wszystkie wyniki są w normie. Magda czuła się bardzo dobrze. Miała energię, nareszcie czuła się kobieco. Mogła nosić obcisłe bluzeczki. Pewnie wszystko byłoby dobrze gdyby skończyło się na wadze 50 kilogramów. Tymczasem Magda pojechała na 3 miesiące do Irlandii, do pracy. Wpadła w wir obowiązków. Dwa etaty: kelnerowanie we włoskiej restauracji, do tego praca w fabryce płytek i nie opuszczająca ją obsesja idealnej figury. Przestała praktycznie w ogóle jeść. Zaczęłam się czuć coraz gorzej. Nie miałam nawet siły wyjść po pracy na imprezę. Najgorsze były jednak wypadające włosy. Wypadały garściami. To dało dziewczynie do myślenia. Poza tym wszystkie spodnie, które przywiozła ze sobą z Polski, były za duże. Musiała zakupić na miejscu trzy pary nowych spodni. Wszystkie w rozmiarze 34. Poszła do sąsiada pożyczyć wagę. Okazało się, że ważę 45 kilogramów. Z jednej strony miałam świadomość, że jest źle, z drugiej ciągle widziałam u siebie fałdki tłuszczu. Nie chciałam nic zmieniać. Nie wyobrażałam sobie, że mam nagle zacząć jeść czekoladę, frytki czy zwyczajnie schabowego. Idąc po ulicy, Magda, z obrzydzeniem patrzy na grubsze osoby. Przyszedł czas powrotu do domu. Na lotnisku przywitał ją tata. Zobaczyła przerażenie w jego oczach. Dziecko, jak ty wyglądasz! To były pierwsze słowa, jakie Magda usłyszała po wylądowaniu. Do mnie jednak nic nie docierało. Ja miałam wrażenie, że do idealnej sylwetki ciągle mi daleko.

Przełom

Po jej powrocie, wieczorem, podczas rozmowy, mama popłakała się. Zaczęła się obwiniać. Nie mogła uwierzyć, że jej córka zamieniła się w szkielet. Błagania mamy, by udać się do lekarza, nic nie dały. Nie jestem nienormalna, ani chora. Nie będę spowiadać się jakiejś lekarce. Już na samą myśl o wizycie u lekarza, Magda histerycznie reaguje. Wróciła do Krakowa na studia. Po kilku nocach przegadanych z mamą, litrach wylanych przez nią łez, dziewczyna chce zmienić coś. Wie, że to, co robi, jest bardzo niebezpieczne. Zaczęła jeść trochę więcej - pozwala sobie od czasu do czasu na słodycze. Udało jej się przytyć do 48 kilogramów. Samej, bez pomocy lekarzy. Wszyscy myślą, że już jest lepiej. Ale ta choroba nigdy się nie kończy. Obsesja powraca jak nocny koszmar. Magda wierzy, że jej się uda. Wygra. Oby - trzymamy kciuki.

Anna Bodziony Studentka III roku Socjologii, Wydziału Humanistycznego AGH

Reportaż powstał w ramach zajęć z przedmiotu Retoryka i gatunki medialne.

Design by Maja